Rynek pracy dynamicznie się zmienia, choć nadal panuje na nim rekordowo niskie bezrobocie w całej Unii Europejskiej – na granicy 5 %. Od półrocza zachodzą na nim powolne, ale trwałe procesy widoczne tylko dla rekruterów i agencji zatrudnienia. Pracodawcy coraz rzadziej otwierają nowe procesy rekrutacyjne z powodu oszczędności i zmian produkcyjnych. Można powiedzieć, że rynek pracownika zmienia się powoli na rynek pracodawcy. – mówi Anna Dzhobolda, dyrektorka departamentu rekrutacji Gremi Personal.
23 % firm współpracujących z Gremi Personal deklaruje redukcję etatów w przyszłości. 50 % klientów prognozuje zwiększenie zatrudnienia, a 27 % planuje utrzymanie kadry na tym samym poziomie. – poinformowało Centrum Analityczne Gremi Personal, międzynarodowej agencji
zatrudnienia.
Spowolnienie procesów rekrutacyjnych to wynik wzrostu inflacji, firmy szukają oszczędności, które najłatwiej znaleźć tnąc koszty stałe: nie tylko pracownicze, ale też zmniejszając moce produkcyjne i mniej produkując na zapas, np. w branży metalurgicznej czy drzewnej. Związany
z falą migracyjną wzrost konsumpcji oznaczał ruch w handlu czy przetwórstwie spożywczym i produkcji dóbr tzw. pierwszej potrzeby. Kryzys energetyczny i związane z tym podwyżki cen prądu i gazu z kolei doprowadziły do upadku wielu przedsiębiorstw. Z samego powodu rosnących cen gazu ostatnio kilka wielkich zakładów produkujących ceramikę ogłosiło zamknięcie działalności.
Z kolei pracownicy, ze względu na rosnące ceny częściej wybierają pracę bliżej miejsca zamieszkania. Tu otwiera nowe możliwości dla agencji zatrudnienia, które sprowadzając pracowników do Polski oferują im również zakwaterowanie. Agencje mając ludzi na miejscu, są w stanie szybciej uzupełnić braki kadrowe, niż bezpośrednio firmy handlowe bądź produkcyjne, które same prowadzą rekrutację. Są fabryki, które mają dużą rotację, to są branże związane z przetwórstwem, czyli branża mięsna i rybna i te branże muszą zaproponować nie tylko lepsze
warunki, ale i wyższe wynagrodzenie pracownikowi. Obecnie na Zachód od Polski emigruje wielu niewykwalifikowanych pracowników. Jest odpływ i pracodawcy muszą myśleć o tym, aby zapewnić jak najlepsze warunki, aby utrzymać pracownika. Możliwe, że wzrost płacy minimalnej pozwoli utrzymać większą liczbę osób w Polsce. Najważniejszym czynnikiem będzie stawka. Będą szukać wyższego wynagrodzenia. Sądzę, że stawka godzinowa czy etatowa będzie głównymczynnikiem zmiany pracy w 2023 roku .– komentuje Anna Dzhobolda.
Rok 2022 nie zakończył się źle pod względem rynku pracy – pomimo stagnacji ekonomicznej, oferty pracy były dla wszystkich i duży napływ siły roboczej z Ukrainy (wg ostatnich danych Ministerstwa Pracy 460 tys. z uchodźców w wieku produkcyjnym już znalazło zatrudnienie)
koniunktury nie zatrzymał, a nawet okazał się wybawieniem, bo według Narodowego Spisu Powszechnego wynika, że na przestrzeni dekady (2011-21) ludność naszego kraju zmalała o prawie pół miliona osób!
W 2023 może być tak samo łatwo o zatrudnienie, bo trwający od najazdu Rosji na Ukrainę ruch migracyjny trwa i jest bardzo dynamiczny. Przez Polskę przetoczyła się fala już ponad 9 milionów uchodźców (9 205 – stan na 15 stycznia), ostatnio wzmożony, jak to zawsze w okolicy świąt.
Zauważamy, że jest coraz więcej ekonomicznych, nie wojennych uchodźców z Ukrainy. Ukraińcy wyjeżdzają z kraju za praca, żeby mieć lepsze zarobki. Widzimy też, że brak prądu nie spowodował nowej fali migrantów, ale wszystko może się zdarzyć, jeśli nastąpi nowa eskalacja
ze strony Rosji, co przewiduje wielu ekspertów. Około miliona, półtorej z tej fali została w Polsce i być może tyle zostanie na stałe. Raport Deloitte stwierdza, że gdyby chociaż 30 % uchodźców podjęło pracę i zostało w Polsce na stałe, zwiększyłoby to PKB nawet o 3.5 %! Polska jest dla większości krajem tranzytowym dalej na Zachód, dlatego, żeby zatrzymać część z tych osób, pracodawcy muszą się bardziej postarać, np. więcej ofert przygotować dla kobiet. –
dodaje Anna Dzhobolda.
Rząd w projekcie budżetu na 2023 przewidział wzrost przeciętnego wynagrodzenia z 5922 zł brutto do 6935 zł brutto. Co miesiąc GUS odnotowywał wzrost średniej krajowej, choć ten wynosił o kilka punktów procentowych mniej od wskaźnika inflacji, co de facto oznaczało spadek realnej wartości pensji.